Karmnik Filozoficzny – Katowice – Ezoteryczne źródła nazizmu

Nazizm jest skrótem od Nationalsozialismus. Określany jest również jako hitleryzm, od nazwiska Adolfa Hitlera. Pojęcie to zawiera w sobie ideologię: totalitarną, rasistowską, antysemicką, antykomunistyczną oraz ideowy program odnowy germańskiego ducha wcielonego w potęgę nowych imperialnych Niemiec. Program ideowy propagowała, a od 1933 r. realizowała Niemiecka Narodowo-Socjalistyczna Partia Robotników [NSDAP]. Utworzone w 1933 i funkcjonujące do 1945 r. państwo hitlerowskich Niemiec realizowało ezoteryczne wizje prekursorów nazizmu, którzy pojawili się w germańskiej rzeczywistości politycznej już na przełomie XIX i XX stuleci. Wraz z dojściem Hitlera do władzy zaczęła funkcjonować niemiecka skrajna odmiana faszyzmu, opierająca się na biologicznym rasizmie. W XX wieku ideologie komunistyczna i nazistowska urządziły piekło ludobójstwa dla setek milionów ludzi. Powszechnie uważa się, ze ideologami narodowego socjalizmu byli Adolf Hitler, Alfred Rosenberg oraz Joseph Goebbels. Należy jednak pamiętać, że sama ta ideologia zrodziła się nieco wcześniej, a jej rzeczywistym inicjatorem był Giudo von List. I do niego jeszcze wrócimy.

Na zgliszczach II Wojny Światowej Adolf Hitler chciał zbudować zupełnie nowy świat, ustanawiając odpowiedni porządek wedle jego własnej idei. Idea ta zrodziła się jednak długo przed tym zanim Hitler stał się Furerem III Rzeszy. W owym świecie miejsce i panowanie miała przejąć rasa tzw. Aryjskich nadludzi.

Nie bez powodu wybrałam aranżacje muzyczną Ryszarda Wagnera  Rienzi  była ona ponoć decydująca dla jego wyboru życiowego. decydująca dla jego wyboru życiowego. Referując stosunek Hitlera do muzyki.  Uważał, iż muzyka nieodłącznie wiąże się z polityką i w połączeniu z innymi elementami (np. naprzemienne postulowanie pomysłów zarówno radykalnych jak i socjalistycznych) tworzy skuteczną broń propagandową umożliwiającą pozyskanie poparcia mas społecznych. Strategia ta umożliwiła Hitlerowi opanowanie niemieckiego społeczeństwa i uzyskanie niemalże całkowitego i bezkrytycznego poparcia dla planów ekspansji militarnej w Europie i dyskryminacji mniejszości etnicznych, wynikającej ze zbrodniczych planów praktycznej realizacji nazistowskiej teorii rasowej.

W gruncie rzeczy, by móc zobaczyć jak zrodziły się ezoteryczne powiązania z ideą nazistowską, należałoby się cofnąć w czasie, aż do przegranej Habsburgów w wojnie z Prusami w 1866 roku,  i jak marzenia Niemców Austriackich o obudowie Rzeszy pod władaniem Cesarza Franciszka Józefa  odchodziły powoli acz nieuchronnie w zapomnienie.  Nadszedł czas dominacji bismarckowskich Prusów.  Kiedy przyszedł czas na demokratyzacje habsburskiej monarchii, Niemcy austriaccy stali się jedną z mniejszości narodowych w wielonarodowym państwie.  To wywierało ogromne oburzenie i sprzeciwy. Na przestrzeni kilku lat dokonują się ogromne zmiany – zostają utworzone słowiańskojęzyczne szkoły na terytoriach Słowenii, cesarz powierza najważniejsze stanowiska w państwie Czechom i Polakom, kiedy całkiem niedawno były one zarezerwowane tylko dla rodowitych Niemców. W końcu język Czeski staje się drugim urzędowym językiem obok niemieckiego w Czechach i na Morawach. Wszystkie te zarządzenia stały się powodem zaciętych bojówek organizowanych przez czeskich i austriackich Niemców skupionych w „bractwa” i „towarzyszenia” przeciwko carskiej policji.  Wtedy po raz pierwszy w 1987 roku działalność świeckich i mistycyzujących stowarzyszeń niemieckich została oficjalnie zakazana.  Nacjonalistyczne środowisko niemieckie skutecznie zostało powściągnięte przez władze monarchii. W tym też czasie zaczęły umacniać się polityczne siły volkistowskiego[MJ1]  ruchu w gronie których byli Niemcy austriaccy.  Volk – ród/naród z niem. Ruch ten zaczął korzystać z tradycji lóż pangermańskich opierających się na nacjonalistycznych poglądach, modelu teokratycznego państwa, oraz czystości rasowej państwa, stworzonego wedle ich wierzeń przez prehistorycznych Germanów.

Arystokraci, szlachta, kupcy urzędnicy Rzeszy niemieckiej i Austro – Węgier zaczęli zakładać ezoteryczne stowarzyszenia oraz loże paramasońskie a także zakony nawiązujące do zakonów templariuszy oraz różokrzyżowców. Zaczęto kultować naturyzm, ale i również stali się kontynuatorami „Bractwa Wolnego Ducha” (dla którego ponoć swe obrazy malował sam Hieronim Bosh)  ( wolne stosunki między braćmi)

Ten ruch można by uznać za zapowiedź Germańskiego New Age’u . Ideologia tego ruchu opierała się na przekonaniu że gnostycka wiara służy rozwojowi i samodoskonaleniu się duszy ludzkiej pod warunkiem absolutnego odrzucenia doktryn kościoła ich nakazów, praw i ograniczeń. To co jednak różniło Germański New Age od BWD stało się zasadniczą różnicą, która dała swoisty początek temu co miało nastąpić kilkadziesiąt lat później. Mianowicie GNA skupiał wyłącznie osoby narodowości niemieckiej, a propagowanie w nim tradycyjnych idei ezoterycznych i kontrkulturowych dodano bardzo silny motyw nacjonalistyczny (niemiecki i pangermański)

A więc tradycyjną wiedzę Kabalistyczną opartą o symbolikę Tory i Alfabet hebrajski, zastąpiono magią funkcjonalną opartą na symbolice alfabetu runicznego.

Quaballah – Mądrość ta wyraża przez siebie, ni mniej ni więcej, jak kolejność zejścia korzeni, uwarunkowanych połączeniem przyczyny i skutku, podporządkowanych stałym i absolutnym prawom, które połączone ze sobą i ukierunkowane na jeden wielki, lecz bardzo ukryty cel, który nazywany jest: „Otwarcie Boskości Stwórcy jego stworzeniom w tym świecie…”    – Baal Sulam, Istota Kabały

Zaczęto przedstawiać Europie która wówczas była niezwykle zlaicyzowana, propagowano  mitologię germańską i wyobrażenie istniejącej niegdyś przedchrześcijańskiej cywilizacji Germanów. Jednym z ważniejszych jednak motywów, było to, że New Age’owcy bardzo zaangażowali się w sprawy polityki. Wielu z nich było wysokimi urzędnikami państwowymi, którzy pracowali nad przywróceniem  Świętego Cesarstwa Niemiec funkcjonującego zgodnie z naturą i jej prawami, odrodzonej ojczyzny przesiąkniętej duchowością cywilizacji pangermańskiej.

Przenosimy się teraz z powrotem do 1847 roku, dokładniej do 26. Kwietnia.

Jest to data ingresu Neptuna w Ryby. Moment, kiedy zaczyna się Astrologiczna wiosna ludów. Warto zwrócić uwagę, że Uran w tym czasie jest w Baranie. Lud Boży to Luna w Pannie, którą włada Merkury, a wówczas machina rewolucji poruszyła trybami.

Myśląc o Neptunie należy zauważyć to, że jest on najtrudniejszym do zrozumienia sygnifikatorem ze wszystkich – jest poza zasięgiem pojmowania przez tzw. zdrowy rozsadek. Opiekuje się kosmiczną sferą ziemskiej inkarnacji. Włada NAJWYŻSZĄ ideą danego okresu czasu. Funkcjonuje w transcendentnej przestrzeni między wizją a realnością. Płaszczyzna jej realizacji może być różna, od klarowności, najwyższej wizji po zaciemnienie, malignę, która powoduje brak kontaktu z rzeczywistością.

Warto zobaczyć i sprawdzić czy mamy do czynienia z szaleńcem Bożym, który dostępuję kontaktu i wizji irracjonalnych poza wszelkim racjonalnym ujmowaniem czy jasno-widzącym, który pozostaje w komunii z Bogiem. Komunii, czyli najwyższym poziomie komunikacji.

 

5.10.1848 roku o godzinie 09:15 rodzi się autentyczny wizjoner – prekursor ariozofii – Guido von List.

(slajd z horoskopem)

Był to mistyk i okultysta, astrolog, który jako pierwszy dokonał kompilacji nurtu nazistowskiego z tradycjami okultystycznymi. Jego zdolności literackie ułatwiły popularyzację szeregu artykułów, traktatów, dzieł paranaukowych, w których wzywał Niemców do odbudowy teokratycznego państwa, na którego czele mieli stać władcy-magowie. – Stał się ojcem pangermanizmu – nacjonalistycznego nurtu mającego na celu zjednoczenie w jednym państwie wszystkich ludów pochodzenia germańskiego. Uważa się go za twórcę ariozofii (wyższość rasy aryjskiej i panowanie nad światem nacechowanej wyjątkowym antysemityzmem i antypolonizmem). Dokonał też interpretacji pisma runicznego. Jego poglądy stały się główną inspiracją i oparciem dla kontynuatorów myśli ariozoficznej, dla Adolfa Hitlera oraz całego niemieckiego ruchu nazistowskiego.

Guido von List był kapłanem idei, która pociągnęła za sobą Rzeszę szaleńców. Jeśli idea to należy zwrócić uwagę na Neptuna u Guido von Lista Neptun znajduje się na szczycie Ryb w pobliżu Gwiazdy Stałej Fomalhaut (opis Gwiazdy)

 Asc znajduje się w przeklętym stopniu przeklętego znaku, (17′ Skorpio) – „Przeklętym stopniem przeklętego znaku” nazywali astrologowie arabscy 17° Skorpiona. Obdarza on, bowiem niebywałą inteligencją i człowiek, obdarowany jego wpływami, potrafi przenikać, jak ostrze sztyletu, w głąb każdego problemu, na którym skupi uwagę. Dlatego też inną nazwą tego punktu jest „sztylet”.

(Astrolog – LZ)

 

Uran i Pluton w Baranie (ekwiwalent do obecnego Urana w Baranie)

 

W 1898 List publikuje „katechizm deizmu pogańskiego”,„Niezwyciężony”; katechizm ten zawiera podstawową doktrynę gnozy pangermańskiej oraz mistyki rasy i krwi. Rozpoczyna się również jego zainteresowanie żydowską tradycją gnostyczną, a zwłaszcza symboliką i magią Liter Tory. W latach 90 jego publikacje są antysemickie, oskarża w nich naród żydowski o spisek przeciwko europejskim rasom i plan zapanowania nad światem.  Jednocześnie List rozpoczyna pracę nad stworzeniem symboliczno – magicznej teorii germańskiego alfabetu runicznego, a inspirację czerpie… z magii Kabbalah. Przywłaszczając sobie i profanując również tradycje i judejskie koncepcje. Opracowuje wiele liturgii.

Najważniejsze elementy doktryny wypracowanej przez G v L, a więc zapożyczenia z tradycji teozoficznej, aluzje do tantrycznej magii seksualnej, sugestie, że dzięki oczyszczeniu krwi i rasy odrodzi się potęga mistycznej cywilizacji germańskiej.

Owe doktryny pojawiają się już po jego śmierci niemalże u wszystkich  kontynuatorów i uczniów Guido von Lista.

Znamienną postacią, która również kontynuowała myśl i jego idee był Rudolf von Sebottendorf – założyciel Loży Thule, doktryny wypracowanej przez ezoterycznych doradców Reischfurera SS Heinricha Himmlera.

Co nieco o Thule

Towarzystwo powstało na przełomie 1917 i 1918 roku z Zakonu Niemieckiego i założone zostało przez Rudolfa von Sebottendorfa w Monachium, któremu już podczas I wojny światowej Związek Wszechniemiecki służył jako znaczące centrum nacjonalistycznej agitacji. Do jego członków zaliczali się urzędnicy, prawnicy, profesorowie uniwersyteccy, policjanci, arystokraci, lekarze, naukowcy oraz bogaci kupcy. Na zewnątrz organizacja ta widniała jako „Grupa badawcza nad starożytnościami germańskimi”, będąc w rzeczywistości zamaskowaną bawarską organizacją Zakonu Niemieckiego, który był zorganizowany na wzór loży masońskiej. Towarzystwo Thule można określić jako konspiracyjne, tajne stowarzyszenie o orientacji rasistowskiej, a w szczególności antysemickiej.

THULE oznacza centrum hiperborejskiej biegunowej cywilizacji, z której według ezoterycznej tradycji wywodzić się mięli Ariowie. W sanskrycie znak zodiaku odpowiadający wadze oznaczony był również słowem Thula. Pod znakiem astrologicznym Wagi znajdował się rodzinny kraj Hitlera a także Tybet do kt w latach 30 wyruszają organizowane przez SS ekspedycje naukowe. Zodiakalnemu znakowi Wagi odpowiada planeta Wenus i to tylko w jednym ze swych aspektów, jako związana z elementem powietrza, czyli Wenus Lucyferyczna. Lucyfer (niosący światło) jest symbolizowany przez planetę Wenus z powodu jej zielonkawego światła. Zielonkawego jak graliczny szmaragd, który spadł na ziemię z czoła Lucyfera.

Kolejnym argumentem było to, że taki człowiek jak Hitler był przez Niemców oczekiwany. Okultyści mówili później, że Niemcy dostrzegali już na początku lat 20 – stych jego specyficzną aurę.

Heinrich Himmler i Gwardia Piekieł

W latach 30 – stych Niemcy rozpoczęli poszukiwanie śladów istnienia starożytnego kapłana, który miał być ich przodkiem. Poszukiwania rozpoczęły się w Tybecie w Himalajach. Faszyści uważali, że ich przodkowie stworzyli podstawy nowej religii, której najwyższym kapłanem miał być Adolf Hitler. U podstaw tej krucjaty, leżały przekonania a wręcz pewność, że czysta krew aryjska została splamiona i zanieczyszczona krwią niższych ras. Jedynym ratunkiem na odzyskanie swej mocy wynikającej z czystości krwi jest pozbycie obcych elementów, wówczas też nowa doskonała rasa nadludzi – aryjczyków będzie mogła rządzić światem. W ten sposób faszyści interpretowali starożytne mity oraz okultystyczne wierzenia sprzed tysięcy lat.

Aby dowieść swej słuszności przebadali z ogromną dokładnością wszystkie mity, legendy, religie adaptując te wątki, które odpowiadały ich wyobrażeniom i które można było wykorzystać do manipulacji.

Aby stworzyć własną religię należało pozbyć się każdej innej, i to był jeden z celów Adolfa Hitlera, natomiast by zachować całkowitą kontrolę zaadoptowano nawet rytuały Chrześcijańskie wdrażając je. W tym pomagał Hitlerowi najbliższy krąg współpracowników mający bardzo silne powiązania z kultyzmem.  Był wśród nich zastępca furera i ogromny miłośnik astrologii Rudolf Hess, oraz ideolog narodowego socjalizmu, pełnomocnik do spraw wychowania ideologicznego i programowego NSDAP Alfred Rosenberg.

Podstawą nowej religii była legenda mówiąca o kontynencie leżącym na północnym Atlantyku. O Atlantydzie. Legenda opowiada, że jej tereny zamieszkiwała doskonała rasa nadludzi, a jako, że byli rozpustni i źli narazili się na gniew Bogów, którzy posłużyli się prawami natury i potężny przypływ zmył ich z powierzchni ziemi. Ocalał jeden jedyny nadczłowiek, kapłan, który dotarł do Indii a stamtąd do Himalajów. Miał on być twórcą doskonałej rasy Ariów, od której wywodzą się wszystkie ludy zamieszkujące Indie i Europę. Mistycy i okultyści niemieccy chcieli dowieść, że owa legenda jest prawdziwa a Ariowie byli w prostej linii potomkami nadludzi, którzy utracili swe nadzwyczajne moce, ponieważ spłodzili swe dzieci ze zwykłymi ludźmi.  I właśnie to za cel główny postawił sobie Himmler – udowodnić za wszelką cenę, że owa legenda jest prawdziwa a Niemcy są przodkami nadludzi i NALEŻY im się świat władza i moc.

Rząd niemiecki sfinansował zorganizowaną przez Himmlera wyprawę do Tybetu. Tam rozpoczęto (niewinne jeszcze) badania antropologiczne, mierzenie czaszek, kończyn, jednak niedługi okres dzielił ten czas od paranoicznych czynów, eksperymentów i zbrodni. Niemcy zaczęli mordować ludzi i poddawać ich ciała różnorodnym badaniom. Jeśli udałoby się im dowieść słuszności swej tezy, miała powstać selektywna hodowla i odtworzenie rasy aryjskiej.  Wszystkich materiałów dostarczał zakon SS.

( Himmler przejmuje dowództwo i tworzy z SS Zakon mistyczno – okultystyczny – 6.01.1929.)

Urodzony w… Heinrich Himmler był szefem organizacji Schutzstaffel w skrócie SS, ten niepozorny człowiek o wyglądzie dyplomaty okazał się głównym ezoterykiem przebywającym w szeregach nazistów.

Himmler gdy objął władzę nad organizacją SS, powoli acz nieuchronnie zaczął wprowadzać reformy w ich szeregach.  Postawił kryteria rekrutacyjne, wybrał odpowiednie miejsce na szkołę dla zakonników SS, a także wymyślił szereg rytuałów, ćwiczeń i restrykcji.  Przede wszystkim każdy kto chciał przyjąć się do SS musiał spełnić podstawowe wymaganie – czystości krwi. Polegało to na udowodnieniu, że od 1800 r. (oficerowie od 1750 r.) w ich rodzinach nie było domieszki krwi słowiańskiej ani żydowskiej. Niezbędne było do tego przeciętnie około 180 różnych dokumentów. Ponad to człowiek musiał być atletycznej postawy oraz wysocy. Dopiero taki kandydat przechodził pierwszą rekrutację i był uznawany za godnego służby w szeregach zakonu… co było dalej? O tym za moment.

W 1930 roku zmienił szarobrunatne mundury SS w czarne szaty z nadrukowaną trupia czaszką a także runicznymi błyskawicami (SS) – symbolizującymi zwycięstwo – na kołnierzach.

Rycerze – zakonnicy byli organizacją niebywale zhierarchizowaną. W zamkach w kt stacjonowali odbywały się mistyczno ideologiczne inicjacje jednakże tylko dla kręgu osób najbardziej wtajemniczonych. Dopiero po tych rytuałach można było dostać jakiekolwiek nominacje na najwyższe stanowiska w SS i Rzeszy. Przyszli rycerze byli wybierani spośród najzdolniejszych członków organizacji nazistowskiej młodzieży.

STOPNIE WTAJEMNICZENIA

Stopni wtajemniczenia było cztery. Każdy stopień adept osiągła w czterech różnych zamkach SS.

I – wstęp do teorii ras i podstawy ideologii (jeden rok)

II – podnoszenie sprawności fizycznej (jeden rok)

III – sztuki walki i podstawy polityki ( 18 m-cy)

IV – mistyka rasy i przestrzeni życiowej trwał również 18 miesięcy i odbywał się w dawnej stolicy Krzyżackiej – Malborku.

Od samego początku adepci SS byli poddawani próbom, jak i fizycznym tak i moralnej – psychicznej wytrzymałości

Przykłady:

Walka z psami bojowymi – kandydat miał przez 12 minut walczyć gołymi rękoma z atakującymi go psami, adepci wychodzili  z tego bardzo poturbowani, ale zdarzało się i tak, że to psy ustępowały przerażone dzikością człowieka.

Próba czołgów – polegała ona na tym, że rząd czołgów zbliżał się do uczniów ze ściśle odmierzoną prędkością stałą. Uczeń miał w ręku tylko saperkę i 80 sekund na to by wykopać płaski okop i w nim się ukryć. Ta próba kończyła się w 1% śmiercią uczniów, a uciekinierów bo i tacy się zdarzali, rozstrzeliwano na miejscu.

Próba granatu – odbywała się w bunkrze, za betonową przegrodą która chroniła komisję egzaminacyjna. Jeden z nich wręczał uczniowi ubranemu w żelazny hełm granat, który odbezpieczony umieszczał na czubku hełmu. Jeśli granat eksplodował na hełmie, to uczeń wychodził zaledwie ogłuszony, ale jeśli spadał i eksplodował pod nogami uczeń stawał się kaleką do końca życia a SS płaciło takiemu dożywotnią pensje. Usunięcie lub kopniecie go wiązało się z wydaleniem z szeregów SS.

Jedną z okrutniejszych prób, była próba kota. Uczeń bowiem miał wyjąć jedną ręką za pomocą lancetu trzymanego w drugiej ręce oczu kota. Bez uśmiercania i bez uszkodzenia oczu. Ta próba jest dokładnym odzwierciedleniem sadyzmu i stanowiła dokładny odpowiednik prób inicjacyjnych jakie przechodzili członkowie afrykańskich sekt ludobójczych – Ludzi – Panter.

W annałach SS zachowały się notatki – dewizą dla SS była dewiza pedagogiczna sekty Bektaszi : Bądź w rękach swego wodza jak trup w rękach tego, który go obmywa.

Warto dodać, że śmiertelność w szeregach łącznie z samobójstwami wynosiła 37% prób.

Młodzi SSmani mieli także swoją zalecaną pornografię. Znajdujące się w bibliotekach szkół SS numery periodyku Ostara, pełne były ekstatycznych i erotycznych rycin przedstawiających Aryjki uwodzone, bądź gwałcone przez ludzi o semickich rysach.

Himmler uważał się za kontynuatora antykatolickich tradycji cywilizacji aryjskich, katarów i rycerzy świętego Graala.

Tu o zamku Wewelsburg i o przekonaniach Himmlera


 [MJ1]Volkizm to specyficzna, niemiecka ideologia rasizmu. Wyrasta on z protestanckiej idei predestynacji, która głosi, że Bóg skazuje niektóre jednostki na zbawienie, a inne na potępienie, zabierając im wolną wolę. W nacjonalizmie i rasizmie niemieckim, od czasów Johanna G. Fichte’go (1762-1814) iGeorga W.F. Hegla (1770-1831), ta protestancka teza zostanie przekształcona w doktrynę o istnieniu narodów predestynowanych (Urvolk – pranaród Fichtego; Volkgeist Hegla), która, po zlaicyzowaniu tej doktryny w epoce pozytywizmu, przekształciła się w paranaukowy dyskurs o istnieniu rzekomo wyższych i niższych ras ludzkich. To specyficzne środowisko intelektualne spowodowało niezwykłą popularność w Niemczech teorii rasowych Anglika Houstona S. Chamberlaina (1855-1927) i Francuzów Arthura J. de Gobineau (1816-1862) i Georgesa Vacheza de Lapouge’a (1854-1936), którzy przyczynili się do nadaniu rasizmowi volkistowskiemu statusu naukowego i zainteresowania nim przede wszystkim warstw wykształconych społeczeństwa niemieckiego epoki wilhelmiańskiej.

Tymczasem volkizm nie ma z nauką nic wspólnego. Jest ruchem o charakterze neoromantycznym, irracjonalnym, skłaniającym się do panteistycznej, neopogańskiej mistyki „krwi i ziemi” (Blut und Boden). Ideologia „niemieckiej rewolucji, propagowanej przez volkizm, zakładała odrzucenie wszystkich zdobyczy industrializacji i towarzyszącej mu ideologii liberalizmu, poprzez powrót do życia wiejskiego, wzorowanego na przedindustrialnym i przedliberalnym Średniowieczu. Volkizm zaczął się jako ruch działkowców, naturystów, niedzielnych turystów uciekających z miasta do lasu – czyli jego początki są zupełnie niewinne i pozapolity

Samotni pod smokiem na niebie.

Anna Achmatowa
z cyklu: Taszkenckie stroniczki

Tej nocy dla siebie straciliśmy głowę,
Świeciły nam tylko ciemności grobowe,
Szemrały w swej mowie aryki,
I Azją pachniały goździki.I w miasta obcego wnikając martwotę,
W pieśń dymem pachnącą i w nocną spiekotę,
Samotni pod Smokiem na niebie,
Nie śmieliśmy spojrzeć na siebie.

A dziać się to mogłe w Stambule, w Bagdadzie,
Lecz ach! nie w Warszawie i nie w Leningradzie.
I gorzka odmienność tej nocy
Dusiła jak oddech sierocy.

Tuż obok, zdawało się, wieki mijają,
Bębenki z ukrycia im rytm wybijają
I znaki tajemne w ich dźwięku
Przed nami wirują po ciemku.

Omackiem wśród nieodgadnionej pomroki
Na ziemi niczyjej stawialiśmy kroki,
Lśni łódź diamentowa miesiąca
Spotkaniu – rozstaniu świecąca.

Jeżeli powróci do ciebie po latach
W twym losie, a dla mnie jak gdyby w zaświatach,
Noc tamta, to wiedz, że jedynie
Ktoś wyśnił ją w świętej godzinie.

1 grudnia 1959, 5 marca 1960, 7 czerwca 1961
tłum. A. Pomorski

AAA

Lidia Czukowska, przyjaciółka Achmatowej, uważała, że natężenie uczuć w tym wierszu przekazuje stan ekstazy miłosnej. W Zapiskach ab Annie Achmatowoj (Paris 1980), Czukowska pisze: … wiersz W tu nocz my saszli drug ot druga s uma – W tę noc oboje oszaleliśmy dla siebie wzajemnie adresowany jest do tego wysokiego Polaka, wojskowego, który w Taszkiencie bywał u niej i, przypominam sobie, odprowadzał ją z jakiegoś przyjęcia do domu — nie od Tołstojów? I nagle ona dzisiaj powiedziała popatrzywszy na mnie figlarnie: „Pozwólże, zrobimy zamiast Lecz tylko nie widmowy mój Leningradlecz nie Warszawa, nie Leningrad. Domysł mój słuszny — dla tego Polaka: w Taszkiencie… Czapskiego”.

O spotkaniu i osobistym kontakcie Achmatowej z Czapskim pisała też Amanda Haight („Anna Achmatowa: A Poetic Pilgrimage”, 1976), a w II wydaniu książki Czapskiego Na nieludzkiej ziemi(1962) zamieszczona jest relacja z pobytu Józefa Czapskiego w Taszkiencie, opisane jest spotkanie z Aleksym Tołstojem i poznanie Anny Achmatowej.

Czapski_Egipt armia Andersa

Józef Czapski – oficer Armii gen Andersa, Egipt

Spotkania odbywały się w Taszkiencie w maju i czerwcu 1942 roku, wtedy też powstał ten wiersz Anny Andrejewny Achmatowej. Jeden z najciekawszych wieczorów u Aleksego Tołstoja dotyczył projektu tłumaczenia polskiej poezji. Wówczas Józef Czapski poznał Achmatową. On ma wtedy lat 46, Ona lat 53.

Czapski_z matka

Józef Czapski z Matką, która w 1903 r. zmarła, gdy syn miał 7 lat.

Oficjalnej dedykacji wiersz Z cyklu Taszkienckie stronice nie posiada. Taka była wtedy moda „dedykacyjna”, lecz w tym przypadku wiersz Achmatowej wyraża zapewne porozumienie dusz w najwyższych rejestrach bliskości duchowej. Po prostu, zbyt mocno i dokładnie władze pilnowaly swoich podopiecznych: do 1967 r. nie było wiadomo, czy Józef Czapski odprowadził Annę Achmatową po poetyckiej biesiadzie u Aleksego Tołstoja. Zwłaszcza, że skończyła się ona około czwartej nad ranem. W Taszkiencie Achmatowa mieszkała w hotelu dla pisarzy… Stan Uniesienia znamy z wiersza. Czy musimy wiedzieć więcej? Nie musimy i nawet nie powinniśmy. Jest jednak w tej historii głębia tajemnicy Spotkania dwojga Geniuszy. Oboje pozostawili po sobie arcydzieła, a jednym z arcydzieł Anny Achmatowej była – wg świetnego historyka kultury rosyjskiej Salomona Wołkowa – magiczna mitologizacja jak najbardziej realnych i trudnych losów Poetessy.

W swojej książce Niestała równowaga Tomas Venclova analizuje ten wiersz i ponad konfrontacją kontrowersyjnych opinii w kwestii odprowadził — nie odprowadził, wskazuje na NIESPOTKANIE jako główny integrujący motyw w biograficznym tekście (a naszym zdaniem i w życiu) Achmatowej. W tym budowanym tekście biograficznym — pisze Venclova —przeszłe wydarzenia okazują się prefiguracją prawdziwych i przyszłych, prawdziwe i przyszłe rozszyfrowują przeszłe. Biografia zamienia się w los…

Czapski_1955

Józef Czapski 1955 Paryż

Józef Czapski: Dopiero po jej śmierci otrzymałem z Londynu list – pytano mnie, czy znam wiersz napisany przez poetkę w 1959 roku, który jakoby mnie poświęciła. Nigdy o tym wierszu nie słyszałem. Napisano mi, że ona tak nieraz robiła, nie mówiła, komu wiersz poświęca – niech się domyśli. Ale ja tego wiersza nie znałem, może ona wówczas w hotelu paryskim czekała, żebym o nim wspomniał? Przysłano mi go dopiero w maju 1967. […]

Czy Anna Achmatowa w 1959 r. na cokolwiek czekała? A jeśli tak, to na co czekała i JAK czekała?
W 1962 r. zgłoszona do Nagrody Nobla (nie otrzymała jej). W końcowej fazie życia odbyła kilka podróży zagranicznych – do Włoch, na Sycylię w związku z otrzymaniem nagrody Taormina oraz do Anglii, by odebrać tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Oksfordzkiego. Wtedy właśnie, podczas podróżyłaskawie dozwolnej przez władze sowieckie, spotkała się z Józefem Czapskim w Paryżu.
Zmarła 5 marca 1966 r., dokładnie 13 lat po śmierci Stalina, który Jej nie zabił, ale zrobił wiele, aby Jej życie przekształcić w pasmo udręki.

MJ/LGZ(2013r)

„Druga połowa życia” – 5 spotkanie Akademii Jungowskiej w Bielsku – Białej

Serdecznie zapraszam na piąte spotkanie Akademii Jungowskiej w Bielsku – Białej.

„Druga połowa życia, jaźń i duchowość”. W czasie zajęć poruszymy w perspektywie jungowskiej takie tematy jak sens życia, spełnienie, religia i śmierć.

Nie możemy przeżyć popołudnia naszego życia wedle programu poranka — ponieważ to, co rano było wielkie, wieczorem okaże się małe, a to, co rano było prawdą, wieczorem stanie się kłamstwem.
CARL GUSTAV JUNG, THE STRUCTURE AND DYNAMICS OF THE PSYCHE

Jabłko2

Data: 25.01.2014
Godzina:15:00-17:00
Koszt: 40 zł
Miejsce: Studio Dakini Bielsko – Biała
Zapisy: Magdalena Janusz nr. tel. 530 246 506 lub mailowo: jmagdalena33(at)gmail.com

Prowadzący: dr hab. Mirosław Piróg (1964) – pracownik naukowy Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Studiował fizykę teoretyczną oraz filozofię na Uniwersytecie Śląskim. Od ponad 20 lat zajmuje się psychologią głębi Carla Gustava Junga, a zwłaszcza problematyką symbolu i doświadczenia religijnego. Prowadzi wykłady i seminaria ukazujące powiązania pomiędzy współczesną nauką a starożytnymi tradycjami mądrościowymi. Autor książek „Psyche i symbol” (Kraków, 1999), „Williama Jamesa filozofia doświadczenia religijnego” (Katowice, 2011), redaktor „Odcieni gnozy” (Katowice, 2007) oraz kilkudziesięciu artykułów. Członek rady naukowej pisma „Hermaion” Warszawa), poświęconego badaniom nad zachodnią tradycją ezoteryczną. Stały współpracownik pisma „Albo-albo. Problemy psychologii i kultury” (Warszawa). Prezes Stowarzyszenia Rozwoju Myśli Filozoficznej „Eudaimonia”. Prywatnie wielbiciel kotów, dobrych książek, oraz autor baśni filozoficznych.

strona fb” https://www.facebook.com/events/722136154477471/?source=1

Giovanni Papini SKOŃCZONY CZŁOWIEK L’UOMO FINITO – Rozdział XXIV TALENT

Giovanni Papini SKOŃCZONY CZŁOWIEK L’UOMO FINITO
Przełożył z włoskiego i przedmową poprzedził dr Edward Boye
Powszechna Spółka Wydawnicza PŁOMIEŃ, Warszawa 1934

Rozdział XXIV – TALENT

[ortografia oraz interpunkcja zgodna z oryginałem]

Ludzie szepczą dookoła, że mam talent. Miłe głuptasy sądzą widać, że temi słowami czynią mi wielki zaszczyt i sprawiają ogromna przyjemność. Niektórzy twierdzą nawet, że mam wielki talent, że jestem obdarzony ogromnym talentem. Ci właśnie poczytują się za ludzi mi najbliższych, za ludzi, którzy mnie prawdziwie kochają.

Dziękuję wam serdecznie, drodzy poczciwcy; niechże Bóg was za wszystko szczodrze wynagrodzi. Róbcie i mówcie to, co robić i mówić chcecie, przezwyciężajcie nawet swoją miłość własną i moje grubiaństwo. Czyż jednak miedzy wami nie znajdzie się ktoś, ktoby zdał sobie sprawę z tego, do jakiego stopnia mnie obraża tem „utalentowaniem” ?

Do sto diabłów z waszym talentem! Cóż to jest ten talent? Czyż doprawdy na serio przypuszczacie, że ja zadowolnię się tem, iż do samej śmierci będę człowiekiem utalentowanym – młodzieńcem rokującym piękne nadzieje, miłym, dowcipnym kolegom, umiejącym zainteresować publiczność? Za kogóż wy mnie bierzecie, na miłosierdzie boskie? Czy moja twarz podobna jest do uśmiechniętej twarzy człowieka, który się kontentuje tem, co posiadają wszyscy i jest szczęśliwy, gdy ma na języku dziesięć idei, a w kieszeni sto franków? Czy nie spostrzegliście złowieszcze sroki, że talent – to zwykły, najzwyklejszy towar, spotykany na ludzkich jarmarkach. Zwłaszcza we Włoszech! Powiedzcie mi, kto w tym szczęśliwym, błogosławionym przez bogów kraju, nie ma talentu? Jeśli mi takiego pokażecie, zapłacę wam tyle srebra, ile on sam waży. Talent, moi prostaczkowie, biega tutaj po ulicach, napełnia domy, nawadnia książki, wylewa się ze wszystkich ust.

– Jakiż utalentowany chłopiec! Szkoda tylko, że nie chce się wziąć do żadnej pracy.

– To złodziej, oszust, krętacz, ale jakże utalentowany człowiek.

– Zgadzam się z tobą, że mówi straszne głupstwa, ale przecież nie możesz zaprzeczyć, że ma wielki talent. Oto słowa, które się słyszy we Włoszech codziennie na wszystkich ulicach, we wszystkich domach i we wszystkich knajpach, wszędzie tam, gdzie spotykają się tak zwani ludzie inteligentni. Kto umie ułożyć piosenkę o miłek kadencji i możliwych rymach – ten ma talent. Talent ma także ten, kto potrafi akwarelą wymalować kwiateczki, wydające się „jak żywe”, talent ma ten, kto subtelnie uderza w klawisze fortepianu, stojącego przed gipsowym popiersiem Beethovena. Utalentowany jest także i ten, kto z pewną łezką i wdziękiem potrafi opisać klęskę trzęsienia ziemi. Utalentowani są także rzeźbiarze, wyrabiający figurki z kasztanów indyjskich i dyletanci–wróżbiarze, którzy eksploatują cudzy umysł, obracając w dym zarówno idee jak i hawańskie cygara.

Pytam się was raz jeszcze: kto u nas niema talentu? Nawet i ci, którzy nic nie robią, posiadają talent – posiadają go także politycy… a nawet i dziennikarze…

Powiedzmy sobie raz na zawsze szczerze: kto mówi, że mam talent, obraża mnie. Kto mówi, że jestem człowiekiem utalentowanym wyrządza mi wielką krzywdę.

Nie potrzeba mi waszego talentu! Wieszam go wraz z gazetą na gwoździu w klozecie! Mówię wam wyraźnie: talent dla mnie to tylko wyższy stopień przeciętności. Talent – to wyższa forma umysłu, którą wszyscy są w stanie rozumieć, oceniać  i lubić. Talent – to przyjemna w smaku mieszanina, przypadająca do gustu damom, profesorom, adwokatom, światowcom, ludziom wykształconym, jednem słowem wszystkim, którzy przebywają między niebem a ziemią, piekłem a rajem, w jednakowej odległości zarówno od bydlęcia, jak i od geniusza.

Patrzajcież, co mi do głowy przyszło! Talent w dialekcie toskańskim, oznacza nie tylko umysł więcej niż przeciętny, ale ma także i inne znaczenie. Jest to ów żelazny ząb u dołu klucza, służący do otwierania zamków. Te dwa pojęcia, są bliskie sobie, nie tylko ze względu na to, że sąsiadują w słownikach. Talent to właśnie to, co odkrywa. Mając talent można się wszędzie dostać, można rozumieć prawie wszystko, można się wielu ludziom podobać. Talent – to paszport życiowy, to wytrych uniwersalny, otwierający drzwi giełd, na których stwarza się sobie pozycje. Jeden ma talent tworzenia pięknych rzeczy, inny talent wmawiania ludziom, że jego złe utwory są dobre. Są to dwa róże rodzaje talentów, lecz ich właściciele jednakowo zarabiają na nich. Niech ich tam Pan Bóg kocha! Niech zarabiają, bawią się i zabawiają wszystkich, ci ludzie utalentowani! Nie należę do ich grona i za nic należeć nie chcę!

Chociaż staracie się usilnie ogłupić mnie, mnie jak dawniej podobają się krańcowości. Jeżeli chodzi o żywe istoty, odnoszę się przyjaźnie tylko do ludzi, żyjących życiem zwierzęcem i idealnie wegetacyjnem, tylko do tych, którzy spełniają uczciwie swój trud, nie mędrkując, nie obnosząc się ze swoimi pretensjami, nie szczebiocząc uprzykrzenie – albo też do prawdziwego geniusza, wielkiej duszy, olbrzymiego bohatera, tak samotnego, jak góra w nocy.

Albo prostak, albo Dante – do diabła z wszystkimi innymi, z ludźmi utalentowanymi, dowcipnymi, zdolnymi, z nienawistnymi mi inteligentami! Kimże oni są wobec brudnego chłopa, który młóci zboże po to, abyśmy jedli chleb, lub tez wobec poety, wyszarpującego z wnętrzności swoich słowa, zdolne wstrząsać myślą tysiąca pokoleń.

Cóż wy tworzycie? Słowa i słowa, mistyfikacje i zabaweczki!

Co się mnie tyczy, to ja już wybór zrobiłem. Nie mógłbym, gdybym nawet chciał, stać się drzewem lub oraczem, jednakże pragnę, rozpaczliwie pragnę, stać się człowiekiem, a nawet – powiedzmy otwarcie to słowo, budzące dreszcz trwogi – geniuszem! Jeśli padnę w połowie drogi, nie osiągnąwszy realizacji mojego pragnienia, pogodzę się bez szemrania ze smutnym losem moim, będę opłakiwał siebie, ale nie sprostytuuję się z tymi, którymi pogardzam. Umrę samotnie, w jakimś zakątku świata jak ten dzielny wilk De Vigny! Nigdy, za nic się nie upokorzę! Pewien jestem, że nawet, nie osiągnąwszy celu – przeżyję wielkie radości na myśl, że moja czysta dusza wpatrzona jest lunatycznie w coś majestatycznego i absurdalnego. Nie poczuję kamieni pod mojemi stopami, nie usłyszę chichotu tych, którzy obrabiając swój ogródek, uważają go za cały świat.

Niech cię to nie martwi o moje dzielne ja, że nieraz wydasz się głupie i nieokrzesane. Geniusz nie zajmuje się dowcipna paplaniną, nie wydobywa z siebie wdzięcznych idejek, nie stara się nawiązywać do ostatniego numeru gazety lub do modnej akurat książki. Nie, nie!

Geniusz – to dziecko i wariat. Jest on geniuszem dlatego, że ma odwagę być dziecinny i szalony, że czasami musi się wydawać idiotą, głupcem, człowiekiem dziwiącym się wszystkiemu i mówiącym rzeczy niezgodne z powszechnemi pojęciami.

Jednakże tylko geniusz, o moje ja, przezywa te cudowne godziny, w których się zdaje, że Bóg przemawia naszemi ustami, gdy wszystko jest już światłem, gdy wszystko się odkrywa, staje się jasne i harmonijne, jak przezroczyste wody rzeki. Są to godziny, gdy dusza zmienia się w ogień, będący istotnie ogniem, w powietrze, będące istotnie powietrzem, w miłość, będącą istotnie miłością. W godzinach tych, dzięki sile jakiegoś tajemniczego szaleństwa, wszystko okazuje się możliwe, wszystko się uświęca, a człowiek nie może już odróżnić, gdzie świat, a gdzie dusza jego, – gdzie jego dusza, a gdzie świat.

Cóż, czy nie widzicie teraz, jak nędzną i nikczemna zabawką jest wasz talent w stosunku do takich przeżyć? Za jedną taka godzinę, za jedną, jedyną taką godzinę, oddałbym cały mój talent, cały wasz talent, talent wszystkich błaznów zaludniających ziemię!

Papini

 

Gershom Sholem – Mistycyzm Żydowski i jego główne kierunki” – fragment rozdziału Abraham Abulafia

 Fragment  opisujący doświadczenie ekstatyczne Abrahama Abulafii

DSC03567 foto: maj 2013 rok – Izrael – Uniwersytet Hebrajski – wejście do biblioteki Gershoma Sholema

„(…) Mówiłem do siebie: tu możesz tylko zyskać, a nie stracić, poczekam więc, jeśli znajdę w tym coś dobrego, to czysty zysk dla mnie. Jeśli nic już więcej z tego nie będzie, i tak przecież coś już zdobyłem i to będzie moje. Poddałem się  więc, a on wyuczył mnie metody permutacji i kombinacji liter, a także mistyki liczb i innych dróg Sefiriot. Każdą z tych dróg kazał mi podążać przez dwa tyg. póki nie wyryła się w mym sercu każda forma. W ten sposób prowadził mnie przez bite 4 miesiące, potem zaś polecił mi wszystko wymazać. Mawiał do mnie tak:  -Synu nie to jest naszym celem, byś poprzestawał na jakiejś formie skończonej, czy określonej, nawet gdyby była najwyższej rangi. Masz raczej podążać drogą Imion, im bardziej są one niezrozumiałe, tym wyższa jest ich ranga, także wreszcie zacznie w tobie skutecznie działać moc, już nie przez ciebie kontrolowana, raczej kontrolująca twój rozum i myślenie. Odpowiadałem: – Jeśli rzecz ma się tak, że wszelkie obrazy duchowe i zmysłowe muszą zostać wymazane, to dlaczego panie piszesz książki, w kt metody przyrodnika łączysz z pouczeniami względem  Świętych Imion? On odpowiadał: – robię to z myślą o tobie i Tobie podobnych uczniach  -adeptach filozofii. Po to by naturalnymi środkami pobudzić wasze ludzkie rozumy, bo może taki sposób przynęci was do zgłębiania wiedzy o świętych Imionach. I pokazał mi książki w całości złożone z kombinacji liter i imion oraz z liczb mistycznych – Gematriot, z kt nikt nigdy nic nie zrozumie, bo też nie są one po to, by je rozumieć. I rzekł mi : Oto nieskażona droga Imienia.  I zaprawdę, nic z  tego wszystkiego nie chciałem wiedzieć, gdyż mój rozum tego nie przyjmował. On powiedział: – Bardzo głupio zrobiłem żem Ci to pokazał. Wkrótce potem, w dwa miesiące później, gdy moja myśl wyzwoliła się z wszystkiego, co materialne, i uświadomiłem sobie, że coś dziwnego dzieje się we mnie. Którejś nocy postanowiłem zająć się łączeniem z sobą Liter, a potem medytować nad nimi metodą filozoficzną, nieco inaczej niż zwykle robię to teraz. I tak robiłem przez 3 noce, nic mu nie mówiąc. Trzeciej nocy, gdy już północ minęła, trochę się zdrzemnąłem z piórem w dłoni i papierem na kolanach. Wtedy spostrzegłem, że świeca lada chwila zgaśnie. Wstałem więc aby ją oporządzić tak jak to zwykle czyni człowiek na jawie. I zobaczyłem, że światło nadal płonie. Byłem bardzo zdziwiony. Ale sprawdziwszy dokładniej, przekonałem się, że światło wychodzi ze mnie samego. Powiedziałem: – nie wierzę w to. Chodziłem tu i tam po całym domu, ale rzecz zdumiewająca – światło chodziło wraz ze mną. Położyłem się do łóżka, przykryłem całkowicie, ale to światło było ze mną przez cały czas. Powiedziałem:  – Oto zaiste wielki znak i coś dla mnie zupełnie nowego. Nazajutrz powiedziałem o tym mojemu nauczycielowi pokazując mu karty, całkowicie pokryte kombinacjami Liter. Pogratulował mi  i rzekł:- Synu jeśli poświęcisz się kombinowaniu Świętych Imion, doświadczysz rzeczy jeszcze większych, teraz jednak musisz przyznać, że nie możesz już porzucić sporządzania tych kombinacji, zajmij się nimi teraz po połowie. Przez pół nocy łącz ze sobą litery, a przez 2 pół zamieniaj je miejscami. Praktykowałem te metodę przez jakiś tydzień. W 2 tygodniu, potęga mej medytacji tak się wzmogła, że ledwo nadążałem z zapisywaniem kombinacji Liter, jakie automatycznie cisnęły mi się pod pióro, tak, że nawet 10 ludzi nie potrafiłoby zapisać tylu kombinacji ile mnie napływało do głowy. Wreszcie, gdy którejś nocy owładnęła mnie ta siła, a północ czas, kiedy ta siła szczególnie wzbiera, ciało zaś słabnie – już przeminęła, zabrałem się do permutowania i kombinowania wielkiego Imienia Bożego składającego się z 72 liter, po chwili jednak litery urosły w mych oczach do wielkości potężnych gór, ciało me ogarnęło silne drżenie, także nie mogłem się opanować, włosy zjeżyły mi się na głowie i miałem wrażenie jakbym był na innym świecie. Runąłem na podłogę i siły opuściły mnie zupełnie. Ale o to coś na kształt słów wypłynęło z mego serca, dotarło do warg i zmusiło je do ruchu. Pomyślałem: czyżby? Boże uchowaj! Zagnieździł się we mnie duch obłędu? wszelako nie – to była czysta Mądrość. Powiedziałem:- za prawdę to jest Duch Mądrości. Po krótkiej chwili odzyskałem naturalną siłę podniosłem się b. osłabiony, lecz nadal nie wierzyłem, i jeszcze raz jak wprzódy zająłem się Świętym Imieniem i stało się ze mną to, co przedtem. Lecz nie wierzyłem nadal, pókim nie powtórzył tego ze 4, 5 razy. Wstawszy nazajutrz opowiedziałem o wszystkim memu nauczycielowi, a ten rzekł do mnie: – A któż ci pozwolił tykać się Imienia?! czyż nie powiedziałem, że możesz tylko przestawiać litery? To, co ci się przydarzyło, właściwe jest tylko prorokom b. wysokiego stopnia!  Chciał mnie od tego uwolnić, widział, bowiem, że moja twarz jest odmieniona. Ja jednak rzekłem do niego: – W Imię Niebios, raczej zechciej użyczyć mi jakiejś mocy bym mógł zapanować nad siłą wypływająca z mego serca i wchłonąć ją w siebie. Otóż pragnąłem tę siłę przyciągnąć do siebie tak, by się wlała we mnie, by była niczym tryskające źródło, które napełnia wodą wielki zbiornik. Gdyby człowiek nieprzygotowany do tego odpowiednio otworzył śluzy utonąłby w tej wodzie i wyzionął ducha. Mistrz powiedział: – Synu takiej mocy może ci udzielić tylko Bóg, człowiek nie jest w siłach tego zrobić. Owej nocy szabatowej ta siła również działała we mnie w równie podobny sposób już przez 2 pełne doby nie mrużąc oka medytowałem nad permutacjami liter, ale również nad głównymi zasadami rządzącymi poznaniem prawdziwej rzeczywistości ,tudzież usuwaniem wszytskiego co zewnętrzne, gdy wtem otrzymałem 2 znaki świadczące o właściwym otwartym nastawieniu mego Ducha. Pierwszym było spotęgowanie się naturalnego myślenia o głębokich problemach wiedzy, osłabienie ciała i umocnienie Duszy. Także w końcu stałem się bez reszty Duszą,. 2 znakiem było to, że silnie wezbrała we mnie wyobraźnia i zdało mi się, że mój mózg wnet się rozpęknie. Wówczas byłem już pewien, że byłem gotów do przyjęcia Imienia. I w rzeczy samej tejże nocy szabatowej, poważyłem się medytować o niewyrażalnym imieniu boga J-H-V-H, gdym tylko jednak tknął się Go, osłabłem, a jakiś głos wybiegł ze mnie: – Z pewnością umrzesz, nie będziesz żyć! Któż ci pozwolił się dotknąć Wielkiego Imienia. I oto zaraz upadłem na twarz błagając Boga:  – Władco świata, znalazłem się w tym miejscu jedynie ze względu na Niebiosa, w czystej intencji – jak Twoja wspaniałość o tym wie. W czym zgrzeszyłem? Jakie przykazanie naruszyłem?, chodziło mi tylko o poznanie Ciebie, czyż nie Dawid polecił Salomonowi: – Poznaj Boga swego Ojca i służ mu. I czyż nauczyciel nasz Mojżesz – niech pokój będzie z Nim- nie objawił nam w Torze: – Pokaż mi teraz Twoją drogę abym Cię poznał i bym znalazł łaskę przed Twoim obliczem. I oto, gdym jeszcze mówił, od stóp do głów namaścił mnie olej, podobny olejowi namaszczenia z dzisiejszego pisma i pochwyciła mnie ogromna radość , tak uduchowiona , słodka i czarowna, że wprost opisać jej niepodobna. Wszystko to przydarzyło się twemu słudze u samego początku. A opowiadam o tym – Bóg mi świadkiem, nie, aby się chełpić i wydać wielkim w oczach pospólstwa, bo dobrze wiem, że wielkość to w oczach pospólstwa wada, a marność dla tych co zabiegają o wyższą doskonałość, która w rodzaju gatunku tak się różni od pospólstwa jak światło od mroku.(…)”

Akademia Jungowska w Bielsku – Białej

Z przyjemnością informuję, że od września w Bielsku-Białej gościć będzie Akademia Jungowska wraz z  dr hab. Mirosławem Pirógiem.  Zajęcia będą się odbywały raz w miesiącu w studio Dakinii.

Poniżej znajduję się plakat wydarzenia oraz szczegóły.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY wszystkich zainteresowanych!

AJ                                              aby powiększyć plakat proszę kliknąć

Akademia Jungowska to nazwa cyklu spotkań poświęconych psychologii C.G. Junga, prowadzonych przez dr hab. Mirosława Piróga od 2010 roku.

Akademia Jungowska to cykl spotkań, których celem jest zapoznanie jej uczestników z psychologią głębi C.G. Junga. Adresowana jest do wszystkich osób interesujących się rozwojem wewnętrznym, samopoznaniem i pomaganiem innym. W czasie spotkań będziemy mieli okazję zapoznać się z podstawami psychologii Junga. Ta strona będzie przekazywała wszelkie informacje o działalności Akademii w różnych miejscach, jak również będą tu pojawiały się informacje o psychologii Junga i związanych z nią wydarzeniach. Zapraszamy do uczestnictwa i kontaktu! Chcesz by Akademia zagościła Twoim mieście, skontaktuj się z nami!

Mirosław Piróg
Magdalena Janusz (Bielsko-Biała)

POSZCZEGÓLNE PANELE:

„Akademia Jungowska” 

Część pierwsza

Tematy Spotkań:

1. Struktura psychiki według C.G. Junga – świadomość, typy psychologiczne.

W czasie spotkania zapoznamy się z postacią C.G. Junga, jego życiem i twórczością. Poznamy strukturę psychiki człowieka w jego ujęciu, zbadamy funkcje świadomości, postawy psychiczne i określimy swój typ psychologiczny.

2. Nieświadomość – kompleksy, archetypy, symbole.

W czasie tego spotkania skupimy się na roli kompleksów w naszej psychice i sposobach radzenia sobie z nimi. Poznamy też sposoby manifestowania się nieświadomości zbiorowej i jej archetypów, wewnętrznych wzorców kształtujących nasze życie.

3. Archetypy indywiduacji – cień, anima/animus, jaźń.

Te zajęcia będą poświęcone procesowi rozwoju duchowego, nazwanego przez Junga indywiduacją. Omówimy kolejne jego etapy – od konfrontacji z cieniem, przez archetypy animy i animusa, aż do archetypu jaźni.

4. Marzenia senne – droga do nieświadomości (warsztat).

W czasie tych zajęć zastosujemy zdobytą wiedzę o naszej psychice, analizując sny. Marzenia senne stanowią „królewską drogę do nieświadomości”, a ich analiza pozwala na praktyczne wprowadzenie psychologii jungowskiej w nasze życie.

W części drugiej proponuję następujące tematy:

1. „Druga połowa życia, jaźń i duchowość”. W czasie zajęć poruszymy w perspektywie jungowskiej takie tematy jak sens życia, spełnienie, religia i śmierć. 

2. „Symbol według Junga. Psychologia mandali”. W czasie zajęć zapoznamy się z rola jaką w naszym życiu pełni symbol, czerpiąc przykłady z marzeń sennych. Następnie przejdziemy do praktycznych warsztatów z mandalą.

3. „Alchemiczna symbolika związków. Psychologia przeniesienia”. Zajęcia będą poświęcone symbolice alchemicznej, ze szczególnym uwzględnieniem jej zastosowania w relacjach pomiędzy płciami.

4. „Symbole życia”. Życie to rzeka, do której nie wchodzimy dwa razy…W podsumowującym spotkania warsztacie wykorzystamy naszą znajomość psychologii Junga w interpretowaniu wydarzeń z naszego życia.

Koszt: 40 zł za spotkanie/ 80 zł warsztat.

dr hab. Mirosław Piróg (1964) – pracownik naukowy Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Studiował fizykę teoretyczną oraz filozofię na Uniwersytecie Śląskim. Od ponad 20 lat zajmuje się psychologią głębi Carla Gustava Junga, a zwłaszcza problematyką symbolu i oświadczenia religijnego. Prowadzi wykłady i seminaria ukazujące powiązania pomiędzy współczesną nauką a starożytnymi tradycjami mądrościowymi. Autor książek „Psyche i symbol” (Kraków, 1999), „Williama Jamesa filozofia doświadczenia religijnego” (Katowice, 2011), redaktor „Odcieni gnozy” (Katowice, 2007) oraz kilkudziesięciu artykułów. Członek rady naukowej pisma „Hermaion” Warszawa), poświęconego badaniom nad zachodnią tradycją ezoteryczną. Stały współpracownik pisma „Albo-albo. Problemy psychologii i kultury” (Warszawa). Prezes Stowarzyszenia Rozwoju Myśli Filozoficznej „Eudaimonia”. Prywatnie wielbiciel kotów, dobrych książek, oraz autor baśni filozoficznych.

Miejsce:
Studio Dakini, Bielsko-Biała, ul. Partyzantów 44

Informacje i zapisy:
Magdalena Janusz tel. 530 426 506, jmagdalena33@gmail.com
Rezerwacja następuje po zgłoszeniu (mailowo lub telefonicznie) oraz opłaceniu pierwszych zajęć.

Zapraszamy!

strona facebookowa: https://www.facebook.com/AkademiaJungowska/info

Jayanti 🙂

Przewodnik Błądzących Majmonidesa czytany na blokowisku nocną porą

 [Ta miniatura przedstawia autentyczną sytuację z życia codziennego, zawiera oryginalne cytaty]

„ Jako, że poprzedni atrybut, czyli (wenake lo jenake)oznacza: „nie zniszczy całkowicie” ( a nie: „ w żadnym razie nie oczyści winnych”), porównaj: „ a spustoszona na ziemi siedzieć będzie” (Jsz 3,26). Gdy mowa o tym, że Bóg ześle karę za niegodziwość ojców na synów, chodzi jedynie o grzech bałwochwalstwa, o żaden inny”

Jak to bywa w osiedlowej aurze, najpiękniejsze są późne wieczory, kiedy wszyscy już śpią i nastaje kojąca dla człowieka Cisza. Niestety osiedla blokowisk mają to do siebie, że w przeciągu dnia, a nawet czasami do późnego wieczora  ciągle ktoś się wałęsa pod oknem, coś wykrzykuje, kłóci, samochody przyjeżdżają i odjeżdżają. Jednym słowem zgiełk i hałas. Ciężko w takich warunkach spokojnie i swobodnie funkcjonować, zrobić coś, przeczytać, czy zwyczajnie odpocząć. Dlatego chyba umiłowałam sobie najbardziej późne wieczory, kiedy gawiedź usypia w swoich M-3, a czasami jak liczniejsza rodzina to w M-4 – co na moim osiedlu jest zaiste rarytasem. Czasami też zdarza się, choć rzadko, że w nocy młodzi wracają do domu  z nowoczesnych dyskotek, gdzie muzyką przewodnią dla zabawy staje się nieznośne „umpa, umpa” i wożą się później w swoich samochodach z tą samą muzyką odkręconą na pełny regulator. Najciekawsze jest to, że z tego „umpa, umpa” nikt sobie nic nie robi, nikomu nie sprawia to kłopotu, że już o bólu głowy nie wspomnę… natomiast spokojne z natury mantry, czy muzyka klasyczna w głośnikach mojego „sprzętu grającego” – o ile tak można to nazwać, sprawia, że dostają spazmów i złośliwie wyłączają prąd. Czasami się nad tym zastanawiałam. Przecież czasy powinny mieć jakąś hierarchię, swoje prawa,  oraz specyfikę pokoleniową !, więc myślę nad tym z jakiej ja epoki jestem, skoro ludzie, przeszło pół wieku starsi ode mnie, trzęsą się na sam dźwięk Beethovena, a na rzeczone „umpa, umpa” podskakują radośnie swoimi kuprami… Cóż takie czasy, że teraz gatunek ludzki na wymarciu i nie ma to związku z wiekiem, a bardziej mentalnością i przejawem. A więc tak jak wspomniałam, noc bywa najradośniejszą częścią całego dnia. Są też takie rzeczy i czynności kt wykonuje z największa radością, rytualna kawa i papieros, oraz dobra książka. To sprawy dla mnie nader ważne, ponieważ pozawalają mi wyłączyć się  na moment z tego co mnie otacza. I tak właśnie, od roku nie rozstaję się z pewnym Rabinem, a człowiek to wyjątkowy, i niezwykle mądry. Towarzyszy mi i wskazuje na to, co jest najważniejsze. Prowadzi mnie przez meandry życia ku mądrości trzymając mocno za rękę i jestem spokojna, że idę właściwą drogą.  Rebe Mosze ben Majmon, bardziej znany jako Majmonides. Traktat swój dokończył w 1190 roku, a nazwano go Przewodnikiem Błądzących, co wcale nie wskazuje na to, że błądzący znaczy dosłownie to, co w języku dzisiejszym określa półgłówków albo ćwierćinteligentów. Rebe pokazuję drogę dla dociekliwych i inteligentnych ludzi, którzy chcą zobaczyć i pojąć na czym polega błąd w postrzeganiu Boga jako osoby. Traktat ten jest drogowskazem , dlatego trzymam Rebe mocno za rękę i ani mi się śni go puszczać. Tak więc idę z nim – przewodnikiem. I tak właśnie pewnej pięknej nocy, gdy czytałam słowa: „Mosze prosił Boga o to, aby dał mu wiedzę o Swoich atrybutach i aby wybaczył Swojemu narodowi. Kiedy został o tym zapewniony, poprosił o wiedzę na temat istoty Boga w słowach: „Ukaż mi proszę , Twoją Chwałę” (II 33,18). Wtedy otrzymał, odnośnie do swej pierwszej prośby: „Daj mi poznać Twoją Jedność w różnorodności Twoich dróg” następującą łaskawą odpowiedź: „Pokarzę Ci wszystkie [przejawy] Mojej dobroci” (II 33,19)” To w tej właśnie doniosłej chwili, gdy już zaczynałam poznawać sens tych słów, ciszę pod moim otwartym oknem (była to noc dość ciepła jak na zimę tej wiosny)  rozerwał i splugawił donośny rechot: „ UUUU huuuu wiedziałem BĘDĘ DUPCZYŁ MURZYNKĘ! O stary ale jazda ! będzie zajebiście, dała się foczka wyrwać, jestem BOGIEM!”-  i bulgot ze ścieków demona zniweczył doniosłą chwilę. Przyznam, starałam się nie zwracać na to uwagi, choć skunksy nadal się gromko podniecali, że „poznają smak murzyńskiej cipki”. [Dosłownie,  „citaty orgianalne”] Usiłowałam nadal spokojnie czytać: „Jednak odnośnie do drugiej prośby odpowiedziano mu: „ Nie będziesz mógł zobaczyć Mojej Obecności” (II 33,20). Ze słów: „Wszystkie [przejawy] Mojej Dobroci”, wynika iż Bóg obiecał pokazać mu całość stworzenia o którym zostało powiedziane: „ I wiedział Bóg, że wszystko co zrobił jest bardzo dobre” (I 1,31) Kiedy mówię: „pokazać mu całość stworzenia”, mam na myśli to, że Bóg obiecał sprawić, iż zrozumie on naturę wszystkich rzeczy, ich relacje pomiędzy sobą, i sposób w jaki są one rządzone przez Boga – i to zarówno odnośnie do Wszechświata jako całości, jak też każdego stworzenia w szczególności”. …lecz spoza okna bździło i furczało: „ o, ja pierdole, ale będzie zajebiście , wszystko z nią zrobię „ albo: „Stary, opowiesz jak było, one mają ponoć duże cycki… oooo stary ! na hiszpana też ją weź, ja cię nie pierdole”! Co prawda nie wiem, co miało znaczyć słowo „stary”, bo mają oni po 18-19. Już bez złości i trzaśnięcia oknem, pomyślałam:   „Bóg naprawdę ma niezłe poczucie humoru” , a że było już bardzo późno, spojrzałam na Przewodnik, podziękowałam Rebemu za „wyjaśnienia i wskazówki” – cokolwiek to oznacza. I usnęłam spokojnie, o tak, usnęłam.

UJ_Koziorożec
 ©artofmag Jayanti
 
 
 
 
 

Ars amandi – Owidiusz

ARS AMANDI – tłumaczył Antoni Słonimski  (całość na samym dole strony, z możliwością pobrania)

Ars amandi, sztuka kochania; nazwa znana z dydaktyczno-żartobliwego poematu Owidiusza Ars amatoria zawierającego przestrogi, pouczenia, wskazówki, kanon sztuki zalotów. Ars amandi patronowała Wenus.

fragment:

XIX
Wenus, bogini miłości,
najskrytsze wdzięki przesłania.
Zwierz spełnia zaś na widoku
tajne obrządki kochania…
Na widok ten zawstydzone
oczy odwraca dziewica…
Dla ludzkich sprawek miłosnych
konieczną jest tajemnica.
Zbyt jasne, nazbyt jaskrawe
bywają słońca promienie.
Jeżeli już nie ciemności –
to wybieramy pÛłcienie… 35
Nawet podÛwczas, gdy ludzie
pÛłdziko pędzili życie,
kiedy im dęby dawały
jedzenie oraz ukrycie –
Nawet podÛwczas rÛd ludzki
miłosne obrzędy czyni
nie na widoku publicznym,
lecz w lesie albo jaskini.
Tak wstydliwości przestrzegał
przed laty człowiek pierwotny.
A dzisiaj – dziś co widzimy?
Wszędzie – upadek sromotny.
Każdy o swoich podbojach,
proszony czy nie proszony,
gada i gada, i gada
najprzerÛżniejsze androny.
Źle robią, co swym triumfem
nazbyt rozgłośnie się szczycą.
Tajemne sprawy miłości
powinny być – tajemnicą

 

 

Tekst w całości w formacie pdf:   06. publiusz owidiusz nazo – sztuka kochania (1)  <== klik !

Znaki diakrytyczne, czyli jak łatwo pomylić łaskę i laske i jak pójść do sadu zamiast do sądu.

W dobie komunikacji elektronicznej, coraz częściej możemy spotkać się z niechlujstwem piśmienniczym, który szczególnie wynika z  pomijania znaków diakrytycznych.  Jeśli nadal będziemy je konsekwentnie pomijać, to za jakiś czas może powstać  twór językowy w którym nie będzie różnicy pomiędzy zrobieniem komuś łaski, czy zrobieniem laski. Oznaczałoby to nie tyle obniżenie wartości słowa i pozbawienie go absolutnie sensu, co cofnięcie się w rozwoju o jakieś kilkaset lat.

Znaki diakrytyczne (gr. diakritikós – odróżniający) – znaki graficzne używane w alfabetach i innych systemach pisma, umieszczane nad, pod literą, obok lub wewnątrz niej, zmieniające artykulację tej litery i tworzące przez to nową literę. W alfabetach sylabowych mogą zmienić znaczenie całej sylaby. W języku polskim jest dziewięć liter tworzonych za pomocą znaków diakrytycznych (litery diakrytyzowanelitery diakrytyczne): ą, ć, ę, ł, ń, ó, ś, ź, ż. Spornym jest, czy literę „ł” należy również do nich zaliczyć, czy też jest to po prostu litera z polskiego alfabetu. Niepoprawnie pojęciami znaki diakrytyczne i diakrytyki określa się litery diakrytyzowane, czyli tworzone poprzez dodanie znaków diakrytycznych. W składzie komputerowym często do sprawdzania, czy dany font posiada polskie litery diakrytyzowane, używa się zdania: „Zażółć gęślą jaźń”. Jest to najkrótsze zdanie, które zawiera wszystkie polskie litery diakrytyzowane, chociaż jest pozbawione sensu. [źródło: Wikipedia] Polska przyjęła chrzest w obrządku łacińskim i całą kulturę piśmienną zaczerpnęliśmy z zachodu. Dlatego też używamy własnie  łacińskiego alfabetu. Z tą różnicą jednak, że alfabet łaciński nie posiada takich liter jak dż, dź, ź,ż,ą,ę etc. W związku z tym musieliśmy stworzyć własne litery. rys 1 Nie ma jednego autora polskich liter. „Ć” „Ś” „Ą” „Ę” zaczęły się pojawiać dopiero w XVI w.  Każdy wówczas zapisywał je na swój indywidualny sposób. „Ś” pisano jako „ssy”, „sch”, „ssz”, nosowych w zasadzie w ogóle nie odróżniano, a „ą” i „ę” odróżniano za pomocą ogonków lub przekreślonego „o”. Pierwszego ujednolicenia ortografii podjął się Jakub Parkoszowic, używał on sposobów zapisu, które do dziś jednak nie przetrwały w całości, np. „ś” – „ssz”, „ź” – „zz” a „ć” pisano jako „c” z ogonkiem podobnego do francuskiego Ç – cédille.

Jakub Parkoszowic z Żórawic (XV w.), językoznawca, profesor i rektorAkademii Krakowskiej, autor pierwszego dzieła z zakresu ortografii. Jego traktat poświęcony reformie ortografii, odkryty ponownie w XIX w. i opublikowany w 1830, stanowi cenny zabytek polszczyzny XV w. [źródło: portalwiedzy]

rys 2Najstarsze abecadło polskie, zbiory Cambridge Trinity College zXVI wieku

 

Na dobrą sprawę, aż do końca XIX w i wczesnych lat 30 XX w każdy pisał jak chciał, oczywiście z biegiem lat i czasu pisownia ujednolicała się ale fundamentalne i sztywne zasady zostały uchwalone na początku XX wieku.

rys 3Nauka domowa Jerzego Bockawydana po polsku mieszaną czcionką gotycką i antykwą w Oleśnicy w 1670 roku

ZNAKI DIAKRYTYCZNE :

  • akut ´
  • grawis `
  • podwójny akut ˝
  • podwójny grawis ̏
  • kropka ·
  • diereza/umlaut ¨
  • cyrkumfleks ˆ
  • haczek ˇ
  • brewis ˘
  • odwrócony brewis   ̑
  • makron ¯
  • kółko °
  • cedylla ¸
  • ogonek ˛
  • hak   ̉
  • róg   ̛
  • dasja   ̔
  • psili   ̓

Inne znaki używane czasem w funkcji znaków diakrytycznych oraz znaki typograficzne:

  • apostrof ’
  • dwukropek  :
  • przecinek ,
  • dywiz –
  • tylda ~
  • tytel ¿
  • et &
  • wykrzyknik  !
  • at (pot. małpa) @

zamieszczam traktat  Jakuba Parkoszowica w formacie docx Traktat o ortografii polskiej Jakuba Parkoszowica <= klik !